Zaufanie do białego fartucha!

Kobieta 76 lat, poszłam do niej zrozumieć swoje krwawienia z macicy. Zwykła wizyta, przypadek, że akurat ona. Już dawno powinna być na emeryturze. Pierwszy raz przez te wszystkie lata poczułam się jak bym poszła do matki powiedzieć jej o swoim fizycznym i psychicznym bólu, która nie żyje już od kilku lat.
2,5 godziny rozmowy, badania i wsparcia. Wyszłam jak po co najmniej miesięcznej terapii. W sercu miałam miłość do tej kobiety - ogromną nie dającą się wypowiedzieć w tamtym monecie.
Na koniec naszego spotkania urzekła mnie jej skromność. Kobieta, która niczego nie prosi w zamian, w okresie pandemii przytula cię przed wyjściem mówiąc „to mój zawód wspierać kobiety, kocham to, wszytko będzie dobrze, wróć, kiedy tylko będziesz potrzebowała”. Zdziwiłam się, że w pandemii jako staruszka nie boi się pracować i tulić de facto obcych ludzi. Bardzo szybko mi to rozjaśniła mówiąc:
„ Wielu lekarzy boi się teraz pracować tak jak i wiele kobiet właśnie teraz jest w ciąży, lub chore. Nie mogła bym im odmówić pomocy. Lekarz to lekarz, po za tym miałam piękne życie i jeśli moja misja dobiegła by końca to bez żalu.”

Stojąc te 2 min. w windzie, którą miałam zjechać na parking samochodowy zmierzyłam się ze swoim strachem życia, z całym bezsensem zdobywania i brakiem czasu na kochanie i bycie! Jeszcze kilka tygodni po tej wizycie analizowałam dogłębnie moje myśli, odczucia, wszystkie walki i dążenia zadając sobie pytanie czy właśnie tego chce, czy właśnie tak chcę przeżyć swoje życie?

Nie ukrywam, że nie przepadam za służbą zdrowia. Od dziecka byłam świadkiem jak mój niepełnosprawny brat był królikiem doświadczalnym, aż do swojej śmierci w wieku 21 lat. Mama szukała pomocy po jego śmierci u psychiatry i 9 miesięcy później zmarła. Kiedy dzwoniła żaląc się w słuchawkę mówiła, że dostała masę leków, po których się źle czuje i nic to nie pomaga.
Na czym polega w ogóle terapia dla ludzi chorych na depresje albo załamanie nerwowe?
Jakaś rehabilitacja, a może terapia w grupie, żeby się można było wspierać i nie czuć odizolowanym? Czy lekarz spotyka cię wystarczająco regularnie, skoro żyć ci się nie chce kilka razy dziennie? ...

Bardzo chciałam posiąść tę wiedzie by móc dać sobie wybaczenie, że to nie z mojej winy zmarła kobieta, która mnie urodziła, to nie ja zawiodłam przez słuchawkę. Nie rozumiałam i nie chciałam się pogodzić, że procedury to zupełnie coś innego niż przysięga Hipokratesa.

Po śmierci brata i matki sama zachorowałam. Szukałam pomocy w Polsce i Szwecji, na kasę chorych i prywatnie u najlepszych specjalistów. Od każdego wychodziłam z coraz to nowszą diagnozą i lekami. Byłam przerażona: fibromialgia, choroba Meniere'a, borelioza neurologiczna, i inne ciężkie nieuleczalne choroby układu nerwowego. W wieku 33 lat byłam wrakiem człowieka z 3 małych dzieci i mężem, który nie wiedział co ze mną zrobić. Zaczęłam przygotowywać się do opuszczenia tego świata i pożegnania z dziećmi.
Nietrudno zrozumieć, że straciłam zaufanie po raz kolejny do białego fartucha. Bo czy ten fartuch nosił człowiek, który przysięgał ratować życie. Na koniec każdej wizyty słyszałam jedynie, że należy się 200 zł, albo jakąś inną sumę. Z opuszczoną głową żegnałam się z moim wybawcą, który poświęcił mi 15 min. i opuszczałam gabinet kolejny raz zasilając czyjś portfel bez odrobiny nadziei na moje jutro z rodziną.
Ten czas był mega ciężki, ale kiedy pogodziłam się z tym co miało mnie czekać i zaczęłam medytować to wszystko samo zaczęło się rozjaśniać w umyśle co robić i jak robić. Pojawiła się nadzieja, chęć i potrzebna wiedza.
Oczywiście wielki dystans do białego fartucha nie zniknął, aż do tego dnia, gdy trafiłam do gabinetu tej właśnie kobiety. Pierwszy raz biały fartuch był człowiekiem, tak pięknym w całej swojej istocie, że uleczył wszystkie moje rany z dzieciństwa i potem.
Nie wszyscy są tacy sami, ale każdy człowiek może podarować uzdrowienie drugiemu człowiekowi. Niezależnie od tego kim jesteś czy mechanikiem, kucharką, przedszkolanką, fryzjerem, cieślą czy hydraulikiem. Wszytko zależy do tego jak traktujesz swoje własne życie: czy to tylko chęć przeżycia, czy masz w tym swoją misję?
Dziękuję wszystkim, którzy żyją ze swoją misją, umią wszytko to czego ja nie potrafię i są w naszym życiu obecni.

//Kamila Marczak